Dzieci zbyt krótko przebywają na świeżym powietrzu.

Dziś dzieci spędzają na dworze mniej czasu niż więźniowie na spacerniakach. Nie wychodzą na słońce. Ślepną.

Tekst opublikowany w „Wysokich Obcasach” 25 czerwca 2016 r.

Dokładne badania nie potwierdziły jednak hipotezy o szkodliwości czytania. Obserwacje przeprowadzone w Kalifornii zwróciły uwagę na sprawę, która dziś wydaje się decydująca – ilość czasu spędzanego na świeżym powietrzu. Tylko tyle.

W Europie i Ameryce już ponad połowa ludzi nosi okulary. Krótkowzroczność występuje dwukrotnie częściej niż pół wieku temu. W Chinach krótkowzrocznych jest dziewięcioro na dziesięcioro nastolatków. 60 lat temu ta wada wzroku była tam rzadkością – stwierdzano ją u mniej niż 10 proc. ludzi. W Seulu problem z widzeniem z daleka ma już 96,5 proc. 19-latków. Prawie wszyscy. Krótkowzroczność staje się normą. Według szacunków do 2020 r. jej ofiarą padnie jedna trzecia ludzkości, a do 2050 – połowa.

Świat ślepnie, ale może nie ma się czym przejmować? W końcu w okularach wygląda się równie dobrze, czasem lepiej. A komu w okularach nie do twarzy, może się wspomóc soczewkami kontaktowymi albo zdecydować się na korektę tej wady – operacyjne poprawienie kształtu soczewki.

Niestety, krótkowzroczność to coś więcej niż tylko kosmetyczna niedogodność. Jej przyczyną jest nieprawidłowy kształt gałki ocznej sprawiający, że soczewka skupia światło nie na siatkówce, ale nieco przed nią. Z rozmazanym obrazem radzą sobie okulary i szkła kontaktowe. Ale mocno zmieniony kształt oka (od -7 dioptrii) zwiększa też ryzyko odwarstwienia siatkówki, zachorowania na zaćmę, jaskrę, a nawet grozi całkowitą utratą wzroku. Połowa młodych ludzi z ekstremalną krótkowzrocznością pod koniec życia nie będzie widziała.

Książki oskarżone…

Skąd ta epidemia? Przez wiele lat wiązano krótkowzroczność z predyspozycjami genetycznymi. Rzeczywiście, ta wada wzroku występuje rodzinnie. Udało się nawet zidentyfikować blisko sto obszarów genomu, które mogą odpowiadać za skłonność do krótkowzroczności. Nie tłumaczy to jednak nagłego wysypu okularników. Czyżby krótkowzroczni chętniej i sprawniej się rozmnażali?

W 1969 r. przebadano plemiona Inuitów zamieszkujące północne obszary Alaski. Wśród 131 dorosłych znaleziono tylko dwie osoby z wadą wzroku. Co innego u inuickich dzieci – lekarze musieli przepisać okulary blisko połowie z nich. Zmiany genetyczne nie zachodzą tak szybko, by mogły to wyjaśnić.

Jeśli nie geny, to najwyraźniej środowisko. Co może szkodzić oczom? Pierwszego winnego wskazano błyskawicznie: książki! Książki siedziały na ławie oskarżonych już od blisko czterystu lat. Niemiecki astronom Johannes Kepler wskazał „studiowanie ksiąg” jako przyczynę własnego niedowidzenia. W XIX w. okuliści zalecali stosowanie specjalnych podpórek, by nie dopuścić do zbytniego zbliżania oczu do książki. W XX w. przestrzegano, by nie siadać za blisko telewizora.

Ślęczenie nad książkami i oglądanie telewizji były to pozornie niezłe tropy, pozwalające wyjaśnić współczesne problemy okulistyczne. Faktycznie, zmuszamy dzieci, by poświęcały sporo czasu nauce – książkom, a same dzieci lubią spędzać czas przy ekranie. Izraelskie nastolatki, które uczęszczają do jesziwy, szkoły talmudycznej, i studiują Biblię, mają gorszy wzrok niż ich rówieśnicy niemający ambicji objęcia stanowiska rabina.

Wyjaśniałoby to również, dlaczego krótkowzroczność panoszy się głównie w krajach azjatyckich. Tamtejsi uczniowie poświęcają na odrabianie lekcji nawet do 15 godzin tygodniowo (w Europie – średnio ok. pięciu godzin, w Stanach Zjednoczonych – ok. sześciu godzin).

…i książki zrehabilitowane

Dokładne badania nie potwierdziły jednak hipotezy o szkodliwości czytania. Niektóre dzieciaki aspirujące do kategorii moli książkowych miały wzrok jak sokoły, inne nie czytały, lecz mimo to musiały nosić okulary. W 2007 r. obserwacje przeprowadzone w Kalifornii, a potem kolejne analizy z Australii zwróciły uwagę na sprawę, która dziś wydaje się decydująca – ilość czasu spędzanego na świeżym powietrzu. Tylko tyle.

Nie, nie chodzi wcale o uprawianie sportu. Sporty halowe, godziny wyciskania potu na siłowni czy w sali gimnastycznej, pływanie na basenie nie pomagały oczom wcale. A zwykłe czytanie, tyle tylko że na plaży lub w ogródku, albo też piknikowanie nad rzeką okazywały się korzystne dla oczu.

Kura w goglach

A w jaki sposób wylegiwanie się na kocyku nad morzem albo biesiada w ogródku miałyby chronić przed krótkowzrocznością? To nie jest do końca jasne. Okuliści spierają się, co jest ważniejsze – jasne światło czy ćwiczenie mięśni oka przy skupianiu wzroku na daleko położonych obiektach.

Eksperymenty na zwierzętach sugerują, że kluczowe jest światło. Pod wpływem słońca w siatkówce oka uwalniana jest dopamina. Dopamina, nazywana potocznie hormonem szczęścia, jest neuroprzekaźnikiem układu nagrody w mózgu, odpowiada za ogarniające nas niekiedy uczucie satysfakcji i spełnienia. Ale tu jej rola się nie kończy. Odpowiada też za koordynację i napięcie mięśni (niedobór dopaminy jest główną przyczyną choroby Parkinsona), a w okresie wzrostu zapobiega nadmiernemu wydłużaniu się gałki ocznej. Niedostatek światła powoduje, że oko rośnie w sposób niekontrolowany, a gałka oczna wydłuża się, tracąc właściwy kształt.

Kurczaki, którym od wyklucia się z jaj nakłada się specjalne okulary stymulujące rozwój krótkowzroczności, zachowują dobry wzrok, o ile trzyma się je w bardzo jasnych pomieszczeniach. Jeśli jednak do oczu zakrapla im się spiperon, lek hamujący działanie dopaminy, ochronny efekt, który przynosi ekspozycja na mocne światło, znika.

Jasne jak słońce

Ile czasu powinniśmy spędzać w świetle dnia?

Badania Australijczyków z National University w Canberze sugerują, że nie mniej niż trzy godziny dziennie, o ile pada na nas światło o natężeniu 10 tys. luksów. To tyle, ile otrzymuje w słoneczny dzień człowiek siedzący w cieniu drzewa.

Oczywiście jeśli słońce nie dopisuje, przy gęstych chmurach, nawet na dworze może być mniej niż 10 tys. luksów. Z pewnością będzie jednak o wiele jaśniej niż w domach (świetnie oświetlone biuro czy jasna klasa to zaledwie 500 luksów). Trzy godziny spaceru dziennie to norma dla australijskich dzieciaków (wśród których krótkowzroczność występuje stosunkowo rzadko – 17 proc).

Gorzej jest z resztą świata.

Obserwacje prowadzone w lutym i marcu bieżącego roku przez analityków z Edelman Berland w dziesięciu krajach na świecie wskazują, że blisko jedna trzecia dzieci spędza na dworze mniej niż 30 minut dziennie. Jedno na pięcioro w ogóle nie wychodzi z pomieszczenia na dłużej, niż wymaga tego dojście do samochodu lub autobusu.

Rodzice ograniczają „wolny wybieg” dzieci w trosce o ich dobro – wierzą, że lepiej zainwestować w dodatkowe zajęcia edukacyjne i że nie pozwalając dzieciom włóczyć się na zewnątrz, uchronią je przed niebezpieczeństwami.

Trzy czwarte dzieci w Wielkiej Brytanii spędza na powietrzu mniej niż godzinę dziennie. To krócej, niż trwa pobyt na spacerniaku więźniów osadzonych w brytyjskich więzieniach. W Polsce, podobnie jak w Wielkiej Brytanii, więźniowie spędzają na świeżym powietrzu gwarantowaną godzinę dziennie.

A ile czasu spędza na dworze twoje dziecko?